Zagadka Mariusza Sobczyka

Zniknął mi z oczu kilka lat temu. Ciekawe, bo bylem przekonany, że zrobi wielką karierę w piłce. Przypomniałem sobie o nim gdy robiłem z kolegą materiał o Marcinie Sasalu. A Sasal ma na koncie ciekawy epizod w Mazurze Karczew. Kolega z gazety lokalnej w Otwocku powiedział (półżartem ale i półserio): „Gdybyśmy trafili na trenera, który byłby połączeniem Sasala i Sobczyka, Mazur pewnie grałby dziś w Ekstraklasie”.
Przypadek Mariusza Sobczyka, byłego piłkarza Górnika Wałbrzych, jest zastanawiający – trener, który umiał niemal wszystko, który był dla piłkarzy prawie Bogiem, którzy nienawidzili go podczas przygotowań do rundy i którzy uwielbiali go gdy przychodził moment wypłaty premii za wygrane.
Pamiętam gdy przyszedł do Karczewa, zespół był w strefie spadkowej ówczesnej Mazowieckiej Ligi Seniorów (tworu powstałego po kolejnej reorganizacji nie wiadomo co mającej na celu). Wątpliwe było, żeby się utrzymał, zaś górna granica możliwości (tylko teoretycznie!) to było szóste miejsce.
„Sopel” powiedział, że się utrzyma i praktycznie bez transferów zajął… a jakże, szóste miejsce. A rok później awansował.
Piłkarze wręcz fruwali po boisku, nigdy nie sądziłem że w V lidze można grać tak szybko. Na stadion przy ul. Ludwika i Jana Trzaskowskich waliły tłumy by podziwiać tę niezwykłą maszynę futbolową.
Prześledziłem więc losy trenera i okazało się, że to Midas – gdzie się nie znalazł, robił cuda, zamieniał piłkarzy w złoto. Stawiał tylko jeden warunek – piłkarze muszą mieć profesjonalne podejście. Z grajkami weekendowymi to nie wychodziło…
Wcześniej brał skazanego na degradację Hutnika Warszawa i ciągnął go na szczyt tabeli. Prezes Sobiecki zwolnił go z pracy po konflikcie z piłkarzami tłumacząc w Życiu Warszawy: „Nie sztuką jest zwolnić trenera, który przegrywa, sztuką jest wyrzucić takiego, który ma sukcesy”. Zresztą, Hutnika prowadził dwukrotnie, nie przegrał z nim meczu i dwukrotnie był zwalniany.
Podzwoniłem tu i tam i okazało się, że zawsze było tak samo. Ostry, kontrowersyjny.
To była pierwsza połowa ostatniej dekady poprzedniego wieku, jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało. Byłem przekonany, że wkrótce usłyszy o nim świat. Może byłem młody i naiwny, może tak mi się tylko wydawało, może to co dobre na III, IV czy V ligę nigdy nie będzie wystarczyło na coś wyżej? Może mój świat ograniczony do małego podwarszawskiego powiatu nie pozwalał mi dostrzec całości? Może, choć nie sądzę.
Nie ma to jednak znaczenia. Od tego czasu wielu przeciętniaków dostawało swoje szanse w I lidze czy nawet Ekstraklasie. Iluż to się przewinęło ludzi bez osobowości, jakichś takich amebopodobnych, jakiś niezdecydowanych, jakichś „ę”, jakichś „ą”…
A Sobczyk? Zastanawiałem się co teraz robi. Poszperałem w necie. Ostatnio spadł z IV ligi do okręgówki ze swoją Nysą Kłodzko (stamtąd pochodzi). Jak powiedział jeden z dziennikarzy ze starego województwa Wałbrzyskiego, trafił na to czego się obawiał – grupę weekendowych grajków.
I to by było na tyle. Szkoda.
Przypomniałem przypadek Sobczyka, bo czasem zastanawiam się, ilu naprawdę dobrych trenerów, ile ciekawych osobowości plącze się gdzieś po niższych ligach i traci swoje okazje, ktoś przesypia szczyt ich karier, moment gdy należałoby ich wyciągnąć, choćby za uszy…
Ile więc w piłce jest dziełem przypadku i układu a ile umiejętności? To znaczy w polskiej piłce.
Mówimy czasem, że nasza piłka cierpi na brak osobowości. I tu chyba jest tylko część prawdy. Uzupełniłbym to powiedzenie: „Na brak osobowości, które się przebiły”.
Od naszej ostatniej rozmowy minęło 7 lat. Odnalazłem w notatniku stary numer telefonu, wykręciłem…
Po szybkiej wymianie tradycyjnych uprzejmości doszło do krótkiej, konkretnej rozmowy.
MW: Co pan teraz robi?
MS: – Prowadzę szkółkę piłkarską w Kłodzku, uczę w gimnazjum Wychowania Fizycznego.
MW: Zawsze zastanawiałem się nad pańskim przypadkiem…
MS: – Ja też czasem się zastanawiam.
MW: Nie dostał pan nigdy żadnej poważnej oferty?
MS: – Nie. Były niezobowiązujące rozmowy o tym, że mógłbym być asystentem jednego z trenerów (Mieczysława Broniszewskiego w Katowicach – red.) ale nigdy nie było konkretów.
MW: Ma pan jakiś pomysł, co, jak, dlaczego się nie ułożyło?
MS: – Byłem w Warszawie, tam są wszyscy trenerzy, którzy widzą co trzeba. Kiedyś rozmawiałem z pewnym trenerem (tu pada nazwisko naprawdę znanego i wpływowego człowieka – mw). Powiedział: „Mariusz, żebyś ty był dyplomatą…”. Ja odpowiedziałem: „Jestem trenerem, a nie dyplomatą”.

I to koniec historii. Niestety, w naszej rzeczywistości dyplomaci (nie zawsze) są trenerami, a trenerzy (też nie zawsze) uczą WF-u.

5 Komentarzy »

  1. Diego Lopez said

    Naprawdę świetny trener bardzo się ciesze że mogę u niego trenować jako junior młodszy .

  2. Misza said

    Świetny Trener, dużo się nauczyłem i do dziś wykorzystuję tą wiedzę w treningu indywidualnym. W latach 2008-2009 trenował mój klub, A-klasową Pogoń Duszniki-Zdrój. Dawał z siebie bardzo dużo drużynie, pełen profesjonalizm. Nam jednak zabrakło zawodników mogących poświęcić czas tylko piłce. Tak jesteśmy weekendowcami, gdyby nie to z pewnością odniósłby również w naszej małej miejscowości sukces. Trener zdecydowanie na wyższą ligę niż A-Klasa. Później rozpoczął pracę w Nysie Kłodzko, dalszy ciąg już znacie. Wspominam trenera z wielkim szacunkiem i z tego miejsca chciałbym go serdecznie pozdrowić i życzyć wielu sukcesów.

  3. Nie musiałem czytać tego artykułu…szacunek i podziw dla Ciebie jako trenera miałem,mam i mieć będę.
    Szczepan.

  4. Marek said

    🙂 super trener ale troszkę gorszy w bilarda

  5. Poszal said

    Pozdrowienia Trenerze

RSS feed for comments on this post · TrackBack URI

Dodaj komentarz