Ten tekst powstał na początku 2012 roku do zeszytów „11 wspaniałych” Przeglądu Sportowego. Było sporo telefonów,siedzenia w holenderskich archiwach itd. Dziś Wesley Sneijder powoli odchodzi w niepamięć, dogrywa karierę w Turcji.W kadrze era Robbena, Van Persiego i Sneidera dobiega końca, Holandia się zmieni. Pewne jest, że Wesley Sneider był jednym z najlepiej wyszkolonych technicznie i najlepiej podających piłkarzy naszych czasów. Końcówka tekstu trochę się zdezaktualizowała. Uwaga! Jest dość długi.
Arogant numer 10,5
Holendrów obcokrajowcy nazywają arogantami. Amsterdamczyków Holendrzy nazywają arogantami. Sneijdera Amsterdamczycy nazywają arogantem.
***
Urodził się z pewnością siebie. I nigdy nie miał problemu z odpowiedzią na pytanie – kto jest najlepszy. Podczas turnieju ulicznej piłki dla sześcio- i siedmiolatków nie chciał nikomu oddać piłki bo wiedział, że on sam zadecyduje o zwycięstwie drużyny. A przecież był znacznie młodszy od kolegów. Miał wtedy dopiero cztery lata i nie umiał jeszcze dobrze mówić. Jeśli ktoś obecny na tym turnieju myślał, że z czasem minie, to nic z tego. Jeszcze jako młody chłopak nie mógł dogadać się z trenerem Ronaldem Koemanem. W jednym meczu nie zgodził się z decyzją trenera i pokazał mu środkowy palec. Od tego momentu zaczęto mówić, że po raz pierwszy od czasów Johana Cruyffa w Holandii urodził się piłkarz tak mały i z tak „wielką gębą”.
– Tak, jest arogancki. Zawsze taki był. Ostry dla innych. Siebie uważał za najlepszego. Jest fanatykiem, nie może znieść porażki – przyznał Barry Sneijder, ojciec piłkarza w rozmowie z dziennikiem Volkskrant.
Pewnie dlatego 11 lipca 2010 roku leżał na ziemi na stadionie w Johannesburgu, bez ruchu, wpatrzony tępo w jakiś niezidentyfikowany punkt na niebie. 700 milionów widzów na całym świecie zobaczyło go płaczącego.
– Mogliśmy być nieśmiertelni. Ból rośnie każdego dnia. Nie możesz przestać o tym myśleć. Bo tak naprawdę ile meczów w ciągu roku lepsza drużyna przegrywa. Uczucie gdy bierzesz puchar w rękę jest trudne do opisania. Ja mogłem jedynie przejść obok, nawet nie mogłem go dotknąć. To też trudno opisać – skomentował to kilka miesięcy później.
Ale czy naprawdę przegrał? W Holandii przyjęto bo jak bohatera, podobnie jak jego kolegów. Przecież wszedł na szczyt, w ciągu tych kilku miesięcy osiągnął tyle ile nikt przed nim. Był mózgiem Interu, który wygrał Ligę Mistrzów, to właśnie jego bramki i zagrania utorowały drużynie Jose Mourinho drogę do najważniejszego klubowego trofeum świata. Kibice wybrali go nawet najlepszym zawodnikiem finału, mimo że to Diego Milito strzelił dwie bramki, doszedł do finału Mistrzostw Świata, zdobył tytuł króla strzelców mundialu, w czterech z siedmiu meczów był wybierany najlepszym piłkarzem, w całym turnieju tylko Diego Forlana uznano lepszym zawodnikiem. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy świata. Czy to wszystko się nie liczy? Jak również i to, że zaledwie tydzień po mundialu wziął ślub z jedną z najpiękniejszych kobiet Holandii?
***
Mafiosi kradną piłki i nie zamierzają przestać. Dlatego komisarz wzywa na pomoc Czarną Mambę, jedynego człowieka, który jest w stanie stoczyć pojedynek z zabójcą mafii. Komisarzem jest Giampaolo Pazzini, Czarną Mambą Kobe Bryant zaś zabójcą mafii, najczarniejszym z charakterów, Wesley Sneijder. To scenariusz reklamy Nike, producenta sprzętu sportowego. Sneijder mógł bez problemów zagrać złego, bo wiedział że ten ciemny okres ma już za sobą. Już nie był Whiskey Sneijderem, obieżybarem z Madrytu. Wszystko za sprawą Yolanthe Cabau van Kasbergen, aktorki i prezenterki telewizyjnej, oddanej kościołowi. Czego się nie robi dla pięknej kobiety, a przecież Yoalnthe uchodzi za jedną z najlepszych partii w Holandii. Prowadzi własny talk show w jednym z kanałów telewizyjnych. Magazyn FHM trzykrotnie uznawał ją za najbardziej seksowną kobietą Holandii. Związek ten odmienił piłkarza. Zupełnie zmienił podejście do życia, co przełożyło się na jego karierę. Może nawet dzięki temu stał się zawodnikiem fenomenalnym, bo przecież wcześniej miał ledwie na takiego zadatki.
***
Matka Sneijdera, Sylvia, mówi że od siódmego roku życia był przekonany że zostanie zawodowym piłkarzem, choć już „jako czterolatek zaczął kopać piłkę i nie widział poza nią świata”. Było to w roku 1988. Ojciec Wesleya, Barry, zabrał go, by obejrzeć powrót mistrzów Europy. To był ten moment, gdy Wes zapragnął być po tej drugiej stronie, nie stać w tłumie, ale być podziwianym przez tłum. Być jednym z nich. Marco Van Basten, Ruud Gullit, Frank Raijkaard, Hans Van Breukelen i reszta wylądowali w Eindhoven i przemierzyli cały kraj. Na drodze witał ich ponad milion mieszkańców Holandii. To było zwieńczenie największej imprezy w powojennej historii kraju. Zaczęło się po wygranym półfinale z Niemcami, na ulice wyszło wtedy 9 milionów osób.
– Pamiętam jeszcze, że staliśmy wzdłuż autostrady. Miałem na głowie pomarańczową czapeczkę i machałem do piłkarzy – przypominał sobie po latach zawodnik.
Ojciec Wesleya, Barry postanowił że będzie wspierał go w realizowaniu pasji. Podobnie jak starszego z braci, Jeffreya oraz Rodneya, który urodził się w 1991. Rodzice uważają, że największy talent miał Jeffrey, również był w szkółce Ajaksu, tyle że przepadł przez kontuzje. Sam Barry również grał w piłkę, ale zakończył w wieku lat 14.
– Nigdy nie mogłem realizować swojego marzenia, ojciec mi zabraniał. Nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie. I właśnie przez to doświadczenie zadecydowałem, że swoim dzieciom nigdy czegoś takiego nie zrobię – zapewnia Sneijder senior.
Być może jego z kolei ojciec, Benny Sneijder, uznał że gra w piłkę nie ma sensu, bo nie da przyszłości. Sam był zawodnikiem Veloxu Utrecht. Grał nawet w jednym składzie z Wimem Van Hanegemem, wicemistrzem świata z 1974 roku, ale w przeciwieństwie do swojego kolegi nic w
futbolu nie wskórał.
Mały Wes miał na tyle talentu, że jako siedmiolatek trafił do szkółki Ajaksu, dzięki czemu wskoczył o poziom wyżej. Skaut najpotężniejszego klubu w Holandii wypatrzyl go podczas turnieju dla małych piłkarzy z tzw. kategorii F1, w Zaanstadt, gdzie brał udział ze swoim zespołem DOS Utrecht. Poprosił ojca małego piłkarza, by 5 dni później przyjechali na odbywający się w Amsterdamie przegląd talentów.
1 maja 1992 to ważna data w jego życiu. Do domu w Ondiep, robotniczej dzielnicy położonej w północno-wschodniej części Utrechtu przyszedł list z Amsterdamu. Podpisał go osobiście Louis Van Gaal. Mały Wes został przyjęty do klubu. Od tej pory wszystko w domu zostało podporządkowane jemu a później też jego braciom. Ojciec zawodnika codziennie woził go na treningi, jeździł na wszystkie mecze.
Dla dzieci Barry i Sylvia Sneijderowie poświęcili sporo i dziś, gdy się udało, chętnie o tym mówią.
Rodzina Sneijderów nie zaliczała się w tym czasie nawet do klasy średniej. Ojciec był mechanikiem w parkach wodnych, ale zrezygnował z tej pracy, bo zbyt wiele czasu spędzał poza domem. Chciał być z synami, dlatego zamienił pracę na nocne zlecenia z agencji pośrednictwa pracy, a w ciągu dnia wychowywał swoich młodych piłkarzy.
Matka dorabiała sprzątając domy w Utrechcie, zaś w weekendy pracowała do późnego wieczora w jednej z miejscowych dyskotek. Gdy przychodziła zima jeździli oblodzonym samochodem z zepsutym ogrzewaniem na treningi do Amsterdamu i z powrotem. Obowiązkowo w rękawiczkach.
– Gdy mieliśmy ostatnie 10 guldenów po prostu laliśmy je do baku, bo chłopcy musieli iść na trening. Nie można dzieciom zabronić spełniać się. Rolą rodziców jest pomóc dzieciom w rozwijaniu talentów. Gdyby Wesley chciał zostać pianistą, kupilibyśmy mu fortepian, nawet gdyby
nie było nas na niego stać – mówi ojciec zawodnika.
Wesley odpowiedział na to poświęcenie. Niezwykła była świadomość w tym chłopcu, skoro dobrowolnie zrezygnował z kontaktów z kolegami, niemal się od nich odizolował, a po latach wspominał, że nawet nie miał czasu na urodzinowe przyjęcia czy choćby rodzinny obiad, dlatego posiłki przygotowane przez rodziców spożywał w samochodzie w drodze z Utrechtu do Amsterdamu.
Wesley miał ogromny talent, ale już jako chłopiec wiedział, że to za mało, że ten dar od natury jest jedynie handicapem w porównaniu z kolegami. Jego trenerzy, Patrick Ladru w najmłodszej grupie, a potem Jan Olde Riekerink uparli się, że mały Wesley będzie zawodnikiem obunożnym i nakazali traktować słabszą nogę jako lepszą. Oprócz tego, każdego wieczoru, dwie godziny przed snem, mały piłkarz odbijał piłkę. Raz prawą, raz lewą nogą. To pokazuje skalę jego determinacji.
Może dlatego nie ma dziś w świecie futbolu wielu zawodników którym bardziej należało się miano dwunożnego niż jemu. Nawet najlepsi piłkarze zazwyczaj preferują jedną z nóg, starają się uderzać czy dośrodkowywać z tej mocniejszej. Dla Sneijdera, o czym mówi z zadowoleniem, nie ma znaczenia czy gra lewą czy prawą nogą. Nawet przy stałych fragmentach gry, różnych wolnych, czy swoich znakomitych strzałach z dystansu. Podejmuje decyzję w mgnieniu oka i rywal ma 50 procent szans na to, że odgadnie zamiar Holendra. To jeden z powodów, dla których jest tak
nieprzewidywalny i co za tym idzie, tak niebezpieczny.
– U Riekerinka każdy trening kończyłem serią 30- i 40- metrowych przerzutów i serią uderzeń z dystansu, a potem wyciągaliśmy z tego wnioski – opowiada.
***
Profesjonalny kontrakt podpisał w wieku lat 16. Za zarobione pieniądze kupił rodzicom samochód. Nowiutki, z działającym ogrzewaniem. Sneijder został zawodnikiem młodzieżowej drużyny Ajaksu prowadzonej przez Danny’ego Blinda. Wstępną edukację należało uznać za zakończoną z wynikiem celującym.
– Wesley jest produktem kompletnym szkółki Ajaksu – mówi Chris Tempelman, dziennikarz Voetbal International.
O Snejderze mówi się, że jest najbardziej holenderskim z piłkarzy. Właśnie taki ma być piłkarz wychodzący z tutejszej akademii De Toekomst. Słowo to oznacza „przyszłość”. Miejsce jest idealne dla rozwoju piłkarza. Amsterdam uchodzi przecież za światowe centrum kreatywności i wolności. I tak samo jest w akademii piłkarskiej. W Ajaksie ceni się zawodników technicznych, z wolą zwycięstwa, twórczych, wyprzedzających myślami rywala. Nie ma miejsca na tak charakterystyczne dla nas i innych krajów Europy wschodniej stawianie na piłkarzy silnych fizycznie, ale ograniczonych jeśli chodzi o futbolowy intelekt. Przecież w tej alternatywnej wschodnioeuropejskiej rzeczywistości Sneijdertje czyli Mały Sneijder, jak nazywano go w Holandii, miałby problem z przebiciem. Przynajmniej w czasach gdy zaczynał i gdy światem futbolu nie rządziło jeszcze hasło ,,Małe jest piękne”. Sneijder jest znakomitym odzwierciedleniem projektu TIPS, którego nazwa do skrót od pierwszych liter holenderskich wyrazów oznaczających: technikę, wizję, osobowość i szybkość.
Jeszcze w seniorach nadano mu drugi pseudonim – nieco złośliwy – „smurf”, ze względu na dość skromny wzrost. Tyle, że w Ajaksie umysł ceni się ponad wszystko. I wspomnianą szybkość, bo te dwie cechy przecież zazwyczaj idą w parze.
Nie szybkość jako zdolność jedynie do bezmyślnego poruszania się z piłką, ale umiejętność podejmowania błyskawicznych decyzji, dokonywania właściwego wyboru.
Rok 2000 był dla Sneijdera przełomowy nie tylko dlatego że podpisał umowę. Również wtedy rozgrywał swoje pierwsze mecze w młodzieżowych reprezentacjach Holandii.
Kolejny przełom, znacznie poważniejszy, nastąpił w 2003. Sneijder wszedł do dorosłego futbolu i z miejsca zasygnalizował, że nie ma czasu do stracenia.
***
– Czy było już w telegazecie? – rzucił od progu.
– Ale co takiego? – zapytała matka.
– Dostałem powołanie! – niemal wykrzyczał.
Miał prawo być oszołomiony, ale była to konsekwencja jego tytanicznej pracy. Dowód, że wszystko to co robił miało sens. Był to 25. kwietnia. 5 dni później Holandia grała towarzyski mecz z Portugalią. Selekcjoner postawił na dwóch nowych piłkarzy. Właśnie 18-letniego Sneijdera i 22-letniego Dirka Kuyta z Feyenoordu. Algemeen Dagblad napisał wtedy, że „powołanie Sneijdera należy uznać za zadziwiające. Przecież dopiero co zadebiutował w Eredivisie. Wątpliwe by było wielu piłkarzy, którzy mieli szybszy start do kariery. Faktem jest, że ma on zadziwiającą umiejętność gry obiema nogami oraz jest piłkarzem grającym bardzo atrakcyjnie. Może nie tak dojrzale jak Van der Vaart, ale na pewno wzbudza swoimi zagraniami zainteresowanie”.
– To młodzi obiecujący piłkarze, którzy wyróżniają się w lidze. Zasłużyli na powołanie grą w klubach. Mogą być przykładem dla innych – tłumaczył Advocaat.
Faktycznie był to start absolutnie zadziwiający. Przecież w grudniu 2002 roku, w związku z kontuzjami i kartkami, usiadł po raz pierwszy na ławce rezerwowych pierwszego zespołu Ajaksu, ale zadebiutował dopiero w lutym 2003 roku w meczu z Willem II Tillburg. Polecił go Danny Blind, który wtedy prowadził młodzieżowy zespół Ajaksu. To właśnie Blinda Sneijder nazywał wtedy najważniejszym trenerem w swoim życiu, tego który go ukształtował jako piłkarza. Wielokrotnie wystawiał go na pozycji defensywnego pomocnika, dzięki czemu ten znacznie poprawił się w odbiorze piłki, co w dzisiejszym futbolu jest przecież tak istotnym elementem gry.
– Wesley był niesamowity, zachowywał się, jakby był w drużynie od lat – chwalił Sneijdera po debiucie jego kolega z drużyny Zlatan Ibrahimović.
– Od razu wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z chłopcem, który może stać się wielkim piłkarzem – mówi Leo Beenhakker, ówczesny dyrektor sportowy Ajaksu.
– Sneijder był idealnym produktem naszej akademii, dokładnie takim zawodnikiem jakiego chciał wychować Ajax. Od pierwszego meczu jego zachowanie było bardzo dojrzałe. Wiedział, czego potrzebuje drużyna w konkretnym momencie meczu. Kiedy należy przyspieszyć, kiedy zwolnić.
Był niezwykle mądrym piłkarzem, wiedzieliśmy że mamy do czynienia z zawodnikiem, który może
znaleźć się na szczycie świata – twierdzi były selekcjoner reprezentacji Polski.
Dodaje, że sukces był do Sneijdera naturalnie przypisany. – Nigdy nie wiesz jak młody zawodnik zareaguje w zetknięciu z dorosłą piłką. Nie chodzi tylko o różnicę gry, ale o otoczenie. Nagle zaczynają pojawiać się historie w prasie, każdy chce mieć lepszą. W tym samym momencie dookoła ciebie pojawiają się tak zwani przyjaciele, każdy chce być blisko, dotknąć sławy, każdy powtarza ci, że jesteś najlepszy. Wtedy musisz okazać charakter. I Wesley to miał. Selekcjonował znajomych, potrafił powiedzieć „nie”. Zresztą był totalnie zafascynowany piłką, to było dla niego najważniejsze. I do tego miał mocny charakter, charakter zwycięzcy. Dlatego nie baliśmy się o niego – zapewnia Don Leo.
Zrozumiałe, że Sneijdera trudno było kupić powiedzeniem: „Jesteś najlepszy”. On to już wiedział. Jeszcze 28. marca debiutował w kadrze narodowej do lat 18 w meczu z rówieśnikami z Czech. Selekcjoner dorosłej reprezentacji, Dick Advocaat uznał, że nie ma sensu dłużej czekać i dał mu szansę w meczu z Portugalią. Wesley zaimponował Advocaatowi, bo w ciągu zaledwie tygodnia, od 13 do 19 kwietnia, w dwóch meczach strzelił w lidze dwie bramki i zaliczył asystę. Mógł też się podobać kilka dni później w meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Milanem.
***
Zadebiutował w meczu z Portugalią, zmienił po przerwie Philipa Cocu. Miał dokładnie 18 lat i 325 dni. Potem był jeszcze mecz z Mołdawią, w którym strzelił swoją pierwszą bramkę i w końcu baraż o prawo gry w EURO 2004 ze Szkocją. W pierwszym meczu Szkoci wygrali 1:0, rewanż był
więc najważniejszym spotkaniem w kadencji Advocaata. I fakt, że w tym momencie nie bał się wystawić w pierwszym składzie 18-latka, zaś na ławce posadził m.in. Clarence’a Seedorfa, dowodził jego wielkości ale i niezwykłego wyczucia. To pomocnik Ajaksu strzelił pierwszego gola i wyrównał stan rywalizacji, a potem dorzucił jeszcze trzy asysty. Na własnym stadionie, amsterdamskiej Arenie, w obecności 51 tysięcy widzów, przyćmił wszystko co działo się w
tym czasie na europejskich stadionach.
– Wesley jest jednym z tych piłkarzy, którzy mogą przyspieszyć niesamowicie grę. Ten dzieciak wymaga, żeby dac mu piłkę i on wie, co z nią zrobić – triumfował Advocaat.
Następnego dnia znalazł się na czołówkach gazet: „Szkocja pogrzebana przez małego mistrza” (Brabants Dagblad), ,,Sneijder-show: tak się kopie piłkę” (De Gelderlander), „Mały człowiek z Utrechtu jest dumą całej Holandii” (Algemeen Dagblad)
***
W Ajaksie problemem było w tym czasie pogodzenie go ze starszym o kilkanaście miesięcy Rafaelem Van der Vaartem. Ronald Koeman uważał, że nie jest w stanie wystawić w środku pola dwóch piłkarzy o podobnej charakterystyce, dlatego jeden z nich musiał grać na innej pozycji, zazwyczaj lewej pomocy, lub zaczynać na ławce. Obaj zawodnicy byli innego zdania niż szkoleniowiec, bo przecież grywali razem w kadrze narodowej i szło im dobrze. Obaj skłócili się z trenerem, ale to Sneijder był tym, który przekroczył granicę dobrego smaku. Zaczęło się od meczu z Volendam, w październiku 2003 roku, gdzie Koeman posadził go na ławce. Po spotkaniu jako jedyny nie podszedł do fanów, żeby się z nimi przywitać. Po prostu spakował rzeczy i pojechał do domu. Potem publicznie musiał się ukorzyć. Wreszcie w sierpniu 2004 roku w meczu o Tarczę Johana Cruyffa, czyli Superpuchar Holandii, Sneijder wybuchnął raz jeszcze. Koeman posadził go na ławce rezerwowych i wpuścił na boisko dopiero w 2. połowie. Dziesięć minut przed końcem spotkania piłkarz strzelił bramkę, odwrócił się w stronę Koemana i pokazał mu środkowy palec. Prasa miała o czym pisać, a niewzruszony Koeman w następnym meczu ligowym po raz kolejny wpuścił Sneijdera dopiero w 2. połowie.
Ostatecznie rozsądek zwyciężył i przez kilka miesięcy, aż do zwolnienia Koemana, Sneijder grał regularnie w pierwszym składzie. Zazwyczaj razem z Van der Vaartem, wówczas kapitanem. Ten drugi ostatecznie musiał opuścić klub. Poszedł do Hamburga. W prasie podawano różne powody, od konfliktu ze Zlatanem Ibrahimoviciem, poprzez nieporozumienia z zarządem, aż do nadwagi.
Sam Van der Vaart widział to inaczej. Na jego oficjalnej stronie internetowej, możemy przeczytać, że „Rafael miał przyszłość u swoich stóp, był ogromnym talentem, kapitanem drużyny, przyszłością
holenderskiego futbolu. Ale potem przyszedł cios. Van der Vaart zmierzył się z Wesleyem Sneijderem, co było konfrontacją dwóch różnych stylów. Rzeczywistość okazała się brutalna i dwunożny Wesley zabił czysty talent Rafaela. Piłkarza oskarżono o nadwagę i musiał uciekać w
transfer do Hamburga”.
Obaj piłkarze bardzo się lubią, to z punktu widzenia kolorowej prasy są naturalnymi rywalami, dlatego porównywano ich wielokrotnie. Obaj mieli być Beckhamami Holandii, oczywiście ze względu na żony. Z jednej strony Sylvie van der Vaart, z drugiej Yolanthe Cabau von Kasbergen.
Trudno rozstrzygnąć ten konkurs piękności.
Obie prowadzą swoje programy telewizyjne, Yolanthe w Holandii, a Sylvie w Niemczech i w powszechnej opinii, to żona Van der Vaarta spisuje się lepiej przed kamerą, jest bardziej rzeczowa, a mniej efekciarska. Choć to oczywiście kwestia gustu.
Yoalnthe gości największe gwiazdy światowej rozrywki, choć Holendrzy patrzą na te programy i poziom zadawanych przez piękną żonę piłkarza z przymrużeniem oka. Podobnie jak na seriale z jej udziałem. Jest jednak bohaterką dzielnic robotniczych.
To córka hiszpańskiego biznesmena Xaviera Cabau, zwanego królem Ibizy oraz Holenderki Rici Van Kasbregnen. związała się ze Sneijderem w 2009 roku. Wcześniej była dziewczyną Jana Smita, najpopularniejszego piosenkarza w Holandii, sprzedającego miliony płyt z bazarowymi przebojami. A skoro zamieniła go na najlepszego piłkarza kraju doczekała się nawet złośliwego przydomku ,,Poławiaczka Złota”. Związek ten okazał się złotym rozwiązaniem dla obu stron. Ona stała się bardziej rozpoznawalna niż kiedykolwiek wcześniej, on zażegnał kryzys.
W przeciwieństwie do telewizji na boisku można przeprowadzić weryfikację na podstawie wyników i choć Van der Vaart jest bardziej lubiany przez kibiców, to jednak pod względem osiągnięć Wesley zostawia swojego kolegę i rywala w tyle, choć to Van der Vaart zapowiadał się lepiej. Już jako 17-latek dostał Nagrodę Johana Cruyffa dla najbardziej utalentowanego piłkarza Holandii. Sneijder również ją otrzymał, ale miał wtedy 20 lat.
– W grze Sneijdera mieszają się jakość, inteligencja i regularność występów. Choć jest młodym chłopakiem, gra z mądrością weterana – skomentował patron nagrody, największy holenderski piłkarz wszech czasów. Ale nie zmienia to faktu, że przez lata Sneijder nie był takim bohaterem narodowym jakby sobie to wyobrażał. To ze względu na specyfikę holenderskiego społeczeństwa. Holendrzy lubią ludzi normalnych, sąsiadów z domu obok, z którymi bez zażenowania można porozmawiać o codziennych problemach, zaś Sneijderowi jest daleko od tak pojmowanej normalności. Jest wysoko noszącym głowę celebrytą, co w kraju tulipanów niekoniecznie jest mile widziane.
– Hej, Piet, ile zarabiasz? – zapytał kiedyś podczas zgrupowania kadry narodowej Pieta Velthuizena.
– 400 tysięcy euro rocznie – odparł uśmiechnięty bramkarz Vitesse Arnhem.
– Czy to nie jest śmieszne? To, że ja zarabiam 20 razy tyle co ty? – skontrował zadowolony Sneijder.
Ta historia przytaczana ochoczo przez prasę została oprotestowana przez piłkarza. Wesley zapewniał, że były to jedynie żarty i obaj zawodnicy śmiali się z tego. Pewnie nie tylko u większości Holendrów ale i większość ludzi w ogóle miałby problem z wywołaniem choćby uśmiechu. Według Holendrów dowcip ten jest jednak typowo sneijderowskim. Było to już w czasie gdy Wesley został piłkarzem Realu Madryt.
***
„Czy to nowy Zidane?” – głosił tytuł w Marce, gdy zawodnik podpisał kontrakt z Królewskimi. Były reprezentant Hiszpanii Juanfran, który miał okazje przez sezon grać ze Sneijderem w Ajaksie powiedział, z kolei, że „to najlepszy piłkarz jakiego Real miał od czasów Alfredo Di Stefano”. Sneijder miał za sobą doskonały sezon w barwach Ajaksu, sam mówił że był to kolejny przełom w jego karierze, czas gdy nauczył się przede wszystkim podejmować właściwe decyzje.
– Miałem 23 lata i pojąłem, że najważniejsza w futbolu jest inteligencja. Gdy miałem 21 lat byłem silny i zdrowy, ale nie miałem mądrości by słuchać swojego ciała i wiedzieć na co mogę sobie pozwolić a na co nie – mówił.
Silny opór stawiał Predrag Mijatović, dyrektor do spraw piłki nożnej, ale ostatecznie jego opór przełamał Miguel Angel Portugal, w tym czasie dyrektor techniczny. Latem 2007 roku Sneijder przeszedł za 27 milionów do najbardziej utytułowanego klubu świata, stając się najdroższym piłkarzem w historii Ajaksu.
23-latek dostał koszulkę z numerem 23. Odziedziczył ją po Davidzie Beckhamie, starszym o osiem lat nieco przebrzmiałym już królu asyst i kolorowych magazynów, który podpisał lukratywny kontrakt z Los Angeles Galaxy.
Dla młodego piłkarza było to spotkanie z innym światem.
– To zderzenie z Hiszpanią było niezwykłe. Gdy wchodzisz do klubu, drzwi otwierają policjanci. Wygląda to, jakbyś wchodził na ceremonię wręczenia Oscarów. Przed hotelem stoją barierki, a na ulicach ludzie, którzy nawet go nie znają, chodzą w jego koszulkach. Szaleństwo – ekscytował się ojciec zawodnika.
Sylvia Sneijder nie była już taka pewna. W rozmowach z dziennikarzami wyrażała obawy, jak poradzi sobie w nowym otoczeniu, z daleka od domu.
Początkowo te obawy wydawały się nieuzasadnione. Nie był już synkiem mamusi. Przecież w czerwcu 2005 roku ożenił się po raz pierwszy, z miłością z dawnych czasów Ramoną Seekstrą, a rok później, we wrześniu, przyszedł na świat ich syn Jessy. Poza tym Wesley grał i to bardzo
dobrze. Sezon 2007/08 zaczął w imponującym stylu. Już w debiucie strzelił bramkę, która dała „Królewskim” wygraną w derbach z Atletico. W sumie w trzech pierwszych meczach strzelił 4 bramki i zaliczył asystę. Dwa gole wbił Villareal, późniejszemu wicemistrzowi Hiszpanii. Również w drugiej rundzie strzelił bramkę, która zadecydowała o wygranej z Villareal, więc jego debiutancki sezon można było uznać za udany.
Potwierdził to zresztą zarząd klubu oddając Van der Vaartowi koszulkę z numerem 23, zaś Sneijderowi „dziesiątkę” po Robinho. Najważniejszy numer w klubie marzeń oznaczał spełnienie ostateczne. Może za szybko, bo potem mogło być i było, już tylko gorzej.
Zaczęło się od tego, że Wesley doznał poważnej kontuzji. 3 sierpnia podczas przedsezonowego meczu towarzyskiego zderzył się z Abou Diabym.
Podejrzewano nawet naderwanie więzadeł krzyżowych i w optymistycznej wersji miał wrócić na boisko po trzech miesiącach. Ostatecznie wrócił już w październiku, ale długo nie był w stanie gra tak jak dawniej.
Gdy został skreślony z listy piłkarzy nie ukrywał żalu do klubu, który opuścił go w najtrudniejszym momencie. Gazety pisały nawet, że cierpi na lęki i chodzi na seanse terapeutyczne do psychiatry, choć jeszcze rok wcześniej po słabszym okresie zapewniał dziennikarzy „Marki”, że nie potrzebuje nawet psychologa.
Sam fundował sobie dodatkową terapię. Tajemnicą poliszynela było, że wraz z Roystonem Drenthe i czasem Van der Vaartem, przemierzyli szlak barów i klubów nocnych w Madrycie w tempie szybszym niż ktokolwiek przed nimi. Wiadomo, że pierwszym do kieliszka był Drenthe, który nawet spowodował wypadek prowadząc w nocy samochód pod wpływem alkoholu.
Jednak to małemu rozgrywającemu z Utrechtu jeden z felietonistów Marki nadał pseudonim „Whiskey Sneijder”. I przylgnęło to do niego na wiele miesięcy. Nie walczył z tym, zresztą zdarzało mu się przyjeżdżać do Valdebebas, gdzie mieści się ośrodek treningowy Realu, bez spania. Dodatkowo zawodnik upodobał sobie budki z fast foodem. Dopiero pod koniec sezonu wrócił do wysokiej formy, znowu był ważnym ogniwem zespołu.
– Wesley, bardzo się poprawiłeś, co się stało? – zapytał dziennikarz podczas konferencji prasowej.
– No cóż, znacznie mniej wychodzę na miasto niż wcześniej – odpowiedział piłkarz.
Nie robił tajemnicy z tego, że miał problem. Tłumaczył, że słabsza gra to wynik nie tylko kontuzji, ale też problemów osobistych. Jego była już żona, Ramona, według tego co mówił, izolowała go od syna. Zabrała Jessy’ego i wyjechała do Amsterdamu. W lutym 2009 roku oficjalnie ogłoszono, że dojdzie do rozwodu.
– Kiedy jesteś w obcym miejscu, masz pełno koszmarnych myśli, musisz uciec. Ja uciekałem na imprezy. Właściwie cały czas byłem na imprezach. Bo co miałem robić? Dopiero potem spotkałem kobietę, z którą sporo rozmawiałem i która mi pomogła – przyznał.
– Nie przeszkadzała mi krytyka, bo była zasłużona. Przecież chodziłem po klubach nocnych. Jednak któregoś dnia wstałem i zadałem sobie pytanie: „Wesley, co robisz. Umiesz grać, jesteś w najlepszym klubie świata. Co robisz?”. I skończyłem z tym – zapewnił.
Występy w ostatnich kolejkach upewniły go w tym, że Madryt jest znowu jego miejscem.
Był przekonany, że zostanie w Realu, ale szefowie klubu byli innego zdania. Do Realu przyszedł nowy prezydent. Ramona Calderona zastąpił Florentino Perez i postanowił zrobić przestrzeń dla nowych gwiazd. Tylko Kaka i Cristiano Ronaldo kosztowali 140 milionów funtów.
„Nie ma w klubie miejsca dla zawodników ze zbyt wysokimi kontraktami i równie wysokim ego” – napisała jedna z gazet.
W tym konkretnym cytacie chodziło o Sneijdera choć odejść musieli też jego koledzy z reprezentacji – Arjen Robben został zawodnikiem Bayernu, a Klas Jan Huntelaar Milanu. Wesleya zaczęto traktować gorzej niż powietrze. Gorzej, bo w kryzysowych momentach powietrze się oszczędza, dla Wesleya nie przewidziano nawet takiego słowa.
– Najtrudniejszy moment nadszedł, gdy kazano mi trenować na bocznym boisku, zostałem odseparowany od reszty zespołu. Czułem się, jakbym był w więzieniu. Zaakceptowałem to, że muszę odejść, choć było to dla mnie bardzo bolesne – przyznał w wywiadzie dla dziennika As.
Opierał się, ale powiedziano mu wprost: „Odchodzisz, albo będziesz siedział na ławce rezerwowych”.
Dziennikarze sugerowali jednak dość dobitnie, że naprawdę chodzi o politykę. Sneijder był postrzegany jako gwiazda Calderona i w razie, gdyby znowu okazał się ważnym graczem, to poprzedniemu prezydentowi przypisano by zasługi. Nowe gwiazdy, które kształtowały obraz Realu
musiały być sprowadzone tylko i wyłącznie przez Pereza.
Gdy pogodził się z nieuchronnym, uporządkował swoje sprawy.
– Mam dużo dobrych wspomnień, ale i świadomość, że straciłem rok kariery – skomentował. Może dlatego nie żałował, że rok wcześniej odradził najmłodszemu z braci, Rodneyowi przejście do Realu. Teraz prawnicy Wesleya musieli sporo namęczyć się ze swoimi odpowiednikami z Madrytu w sprawie rozwiązania kontraktu. W końcu odszedł do Interu Mediolan, zaś z żoną rozstał się w zgodzie. Kosztowało go to 6 milionów euro. Związał się z kobietą, która wcześniej mu pomogła. Była to Yolanthe, dziś żona piłkarza. Po raz pierwszy świat usłyszał o nich pod koniec sezonu, w maju. Sneijder z powodu kartek nie grał z Villareal. Kamera na jednym z parkingów uchwyciła ich jak się całują. Jeszcze tego samego dnia zdjęcie sprzedano do kolorówek. Faktycznie spotykali się już od jakiegoś czasu. Od początku miała na niego dobry wpływ, bo przecież sam jej widok spowodował, że znowu przejął inicjatywę. To on zdobył jej numer telefonu i pierwszy wysłał wiadomość. Odpisała i wkrótce zaczęli się spotykać.
***
Pobrali się tydzień po finale mistrzostw świata w Republice Południowej Afryki. Miał czas by dojść do siebie. Ślub, który odbył się w obecności 250 zaproszonych gości, w Castelnuovo Berardenga, uroczej miejscowości pod Sieną, to zwieńczenie fantastycznego sezonu, najlepszego w jego karierze. A przecież było to zaledwie rok po tym, jak włóczył się po barach Madrytu. Znów wykazał się niezwykła determinacją. Teraz przyjął za nową partnerką i kolegą z zespołu Javierem Zanettim wiarę katolicką. Uroczystość odbyła się przed mundialem w RPA w Appiano Gentile, miasteczku w którym znajduje się ośrodek treningowym Interu. Teraz Wesley przed meczami modli się w garderobie.
– Zawsze patrzyłem z zaciekawieniem na piłkarzy południowoamerykańskich, którzy modlą się przed meczem. A potem widziałem, jak ta wiara dodawała im skrzydeł. Zawsze mnie to fascynowało, teraz sam taki jestem – przyznał.
Inter był dla niego wybawieniem, choć początkowo tego nie doceniał.
– Nie bardzo podoba mi się włoska piłka, do tego stadiony nigdy nie są pełne – marudził, choć w kontrakcie wpisano kwotę 4 milionów euro za sezon, a i Yoalnthe była zachwycona, bo podobno nie ma lepszego miejsca dla kobiety lubiącej plątać się po sklepach z ubraniami niż właśnie stolica Lombardii.
Ale gdzie mógłby czuć się lepiej niż w Mediolanie, najbardziej holenderskim spośród nieholenderskich miast Europy?
Przecież to właśnie tu, w Interze, furorę w latach 50-tych zrobił jego rodak Faas Wilkes, o którym La Gazzetta dello Sport pisała, że „potrafi przedryblować wszystkich, łącznie z kolegami z drużyny”. To również na stadionie w Mediolanie najpiękniejsze chwile swoich klubowych karier przeżywali jego pierwsi bohaterowie, których witał na ulicach Holandii nieco ponad 20 lat wcześniej i dzięki którym został piłkarzem – Marco Van Basten, Ruud Gullit i Frank Rijkaard, gwiazdy Milanu. I nawet Andy van der Meyde, jego kolega z Ajaksu, miał świetne wspomnienia z
Interu, bo choć nie zrobił furory, to w zoo w pobliskim Varese zakupił zebrę dla swojej żony.
Było ich więcej. Dziennikarz Guerin Sportivo napisał: ,,Jest dziewiątym tulipanem, który złożył koszulkę Interu. Zdecydowanie najlepszym”.
Debiut Sneijdera wypadł znakomicie. Zaledwie 24 godziny po transferze Holendra, Inter wygrał w derbach z Milanem 4:0, a Sneijder, choć nie strzelił bramki, doskonale dopasował się do zespołu. Stał się idealnym uzupełnieniem Interu, mózgiem. A przecież jak głosi hasło z reklamy Mercedesa: „Czym jest piękno bez mózgu?”. Tym bardziej czym jest brzydota bez mózgu? Ta, pozbawiona argumentów, skazana jest na porażkę. I taki był Inter.
Co z tego, że wygrywał mistrzostwo Włoch w czterech poprzednich sezonach, czasem nawet z przygniatającą przewagą, skoro na arenie międzynarodowej nie istniał. Przynajmniej nie tak, jak chciałby tego wykładający fortunę magnat naftowy i prezydent klubu Massimo Moratti.
Trzy sezonu choćby bez ćwierćfinału najważniejszych klubowych rozgrywek Europy, i aż 7 bez półfinału – klub potrzebował zmian. Najważniejszą podjął sam Moratti zatrudniając maga współczesnego futbolu – Jose Mourinho. Drugą podjął sam Mouirnho ściągając do klubu
za 15 milionów Sneijdera.
La Gazzetta dello Sport napisała, odnosząc się do udziału Sneijdra w meczu z Milanem: „Oto ruch pędzla, który wieńczy dzieło”. Malarzem był Mourinho.
Portugalscy dziennikarze Luis Perreira i Nuno Luz, autorzy książki „Mourinho – tajemnica sukcesu” piszą, że na zdobycie zawodnika ich rodak potrzebował dokładnie 13 słów. To była krótka przemowa: „Grasz jutro. Od pierwszej minuty. Wierzę, że możesz wygrać dla nas te derby”.
– Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Przecież ten facet nawet mnie nie znał. Nawet raz nie trenowałem z nowym zespołem… zagrałem wtedy jeden z najlepszych meczów w mojej karierze – wspominał Sneijder.
To był związek doskonały. – Mourinho wiedział jak trafić do Sneijdera może dlatego, że obaj są
do siebie podobni. Mają podobne poczucie własnej wartości, lubią też gdy mówi się rzeczy wprost, lubią prosty przekaz – mówi Chris Tempelman z Voetbal International.
Portugalczyk stosował więc proste metody. Gdy w pewnym momencie Sneijderowi słabo szło, podszedł i powiedział: ,,Weź rodzinę i pojedź odpocząć na plażę. Masz trzy dni wolnego”.
– Wszyscy trenerzy, których znałem mówili ciągle tylko o treningu, a on zaproponował mi coś takiego. Pojechaliśmy, a gdy wróciłem, byłem gotów dla niego zabijać – powiedział Sneijder.
Potem tytułował Mourinho „geniuszem, najlepszym trenerem z jakim kiedykolwiek pracował”, zaś Portugalczyk codziennie wysyłał mu sms-y z tak zwanym pozytywnym przekazem. Musiał więc sporo się nagłowić, żeby na kilkaset sposobów wyrazić tę samą myśl: „Jesteś fantastyczny, ufam
ci”.
Ten klasyczny przykład symbiozy doskonałej przyniósł Interowi Mediolan najlepszy sezon w historii. Drużyna zdobyła wszystkie możliwe trofea – mistrzostwo, puchar krajowy, Ligę Mistrzów, Klubowy Puchar Świata, zaś Mourinho przebił nawet legendarnego Helenio Herrerę, co wydawało się nierealne.
Klucza do sukcesu należy szukać w sposobie, w jaki Mourinho wykorzystał Sneijdera w drużynie. Najlepiej wyjaśnia to sam szkoleniowiec: „W Interze Wesley ma wolność gry. Może grać jak chce i
znalazł też środowisko do rozwijania swojego potencjału”. Prawda, że proste?
Może więc była to zasługa Mourinho, może Yolanthe, a może to były dla niego dwie najważniejsze osoby – przyszła żona i człowiek o którym mówi, że ,,mógłby być moim ojcem”. Na pewno ten okres pozwolił mu odzyskać pewność siebie. Chyba najlepiej wyraził to pod koniec grudnia 2009 roku, w samolocie do Dubaju, gdzie lecieli z grupą przyjaciół na Sylwestra. W pewnym momencie złapał za mikrofon stewardess i poprosił swoją partnerkę o rękę. A potem poczołgał się do niej na kolanach. Idealny wstęp do najlepszego roku w karierze.
***
Rok 2010 należał do niego. Magazyn France Football nazwał go Midasem: ,,Zamienia w złoto, wszystko czego się dotyka”. Murowanym faworytem Ligi Mistrzów była Barcelona. Zagrozić jej mogła tylko Chelsea, ewentualnie odradzający się Bayern. Inter nie tylko wygrał trofeum, ale po drodze ograł wszystkich trzech potencjalnych triumfatorów. Mourinho zdołał namówić do przejścia kilku graczy, którzy potem w najważniejszych momentach zapewniali mu triumf, m.in. Diego Milito czy Samuela Eto’o ale też destrukcyjnych Thiago Mottę i Lucio. Nie ma jednak wątpliwości, że najważniejszym był Sneijder.
W wywiadzie dla holenderskiej telewizji NOS Mourinho powiedział: ,,Dziękuję Realowi Madryt, że nam go sprzedał. To dla nas kluczowy zawodnik”.
W pierwszym meczu 1/8 finału z Chelsea zespół z Mediolanu wygrał 2:1, zaś w rewanżu w Londynie 1:0, a bramkę, właśnie po podaniu Sneijdera strzelił Eto’o. W ćwierćfinale w meczach z CSKA Inter wygrywał dwukrotnie 1:0, a Holender zaliczył asystę na stadionie im. Giuseppe Meazzy i strzelił bramkę z wolnego na Łużnikach. Wreszcie w meczu z Barceloną, w Mediolanie, dał prawdziwy popis swoich możliwości. Przy stanie 0:1 strzelił wyrównującą bramkę, potem
asystował przy golu na 3:1 dla swojej drużyny.
Sneijder przyćmił wielkich rywali, choćby Xaviego, którego gorszą kopię czasem próbowano z niego robić czy Messiego, który w tym meczu nie istniał.
Oczywiście Interowi zarzucano, że zabija futbol, że gra defensywnie i głównie destrukcyjnie. Sneijder odpierał zarzuty: – Dziś jedynym sposobem, żeby pokonać Barcelonę jest grać tak jak zagraliśmy na San Siro.
W skrócie – grać pięknie możesz z każdym, ale Barcelonę musisz unieszkodliwić. W rewanżu Inter nastawił się właściwie tylko na destrukcję.
– Po znakomitym pierwszym meczu zastosowaliśmy inną taktykę, taką która miała przynieść awans – skwitował. Rewanż z Bayernem był wielkim wydarzeniem w jego życiu. Na stadionie w Madrycie, tym samym, z którego go pogoniono – przeciw kolegom z reprezentacji, Robbenowi i Van Bommelowi i w końcu trenerowi, który przecież przysłał mu, siedmiolatkowi, najważniejszy list w życiu – Louisowi Van Gaalowi.
Asystował przy pierwszej bramce. Druga padła po pięknej akcji Milito, ale to przecież Sneijder w najważniejszym momencie odzyskał piłkę i wyprowadził decydującą akcję, tak jak w dawnych czasach gdy Blind uczył go gry na pozycji defensywnego pomocnika.
Runda wiosenna w Lidze Mistrzów była jak trans – po prostu wychodził na boisko i strzelał albo asystował. Mistrzostwa świata w RPA były kontunuacją, choć podobnie jak w przypadku Interu i tu znalazł się w sytuacji gdy jego zespół, mimo dobrych wyników, krytykowano za styl.
– Oczy mnie bolą gdy patrzę na Holandię – powiedział wszechwiedzący Johan Cruyff, zaś dziennikarze nawiązując do futbolu totalnego, jednego z najdoskonalszych holenderskich wynalazków, pisali o drużynie grającej „totalnie nie futbol”. Holendrzy byli minimalistami, wygrywali wszystkie jedną bramką, i choć przechodzili dalej, to ciężko im było zdobyć uznanie fanów w kraju gdzie przede wszystkim liczy się piękna gra.
„Winowajcy” przypominali jednak wcześniejszy wielki turniej, mistrzostwa Europy na boiskach w Austrii i Szwajcarii, gdzie drużynę prowadził Marco Van Basten. Sneijder grał wtedy popisowo, podobnie jak cały zespół, zaś Hans Van Breukelen, bramkarz reprezentacji z 1988 roku mówił w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego: „Znowu gramy futbol totalny. Jestem zachwycony tą drużyną. Snejder jest niezwykły, walczy wślizgiem na własnym polu karnym, by zaraz być pod bramką przeciwnika. Dorósł do tego, by stać się liderem drużyny”.
Sneijder faktycznie był niesamowity. W meczach z Włochami i Francją, strzelił po bramce i zaliczył po asyście, miażdżył rywali umiejętnością przewidywania zdarzeń, zagraniami z innej półki. Tyle, że ten zespół poległ jużw ćwierćfinale z grającymi mecz życia Rosjanami prowadzącymi przez Guusa Hiddinka. Bohaterowie znowu musieli zejść do podziemia. Dwa lata poźniej stało się to początkiem dyskusji – czy jednak lepiej jest grać pięknie, po holendersku, czy przede wszystkim skutecznie.
Wątpliwości rozwiał mecz z Brazylią w ćwierćfinale. Canarinhos, również krytykowani za grę zdecydowanie nienaturalną a więc za bardzo taktyczną, sucha, a mało żywiołową, prowadzili z Oranje 1:0. Wyglądało to tak, jakby trzymali holenderską głowę pod wodą a za każdym razem gdy rywale chcieli się wynurzyć, przytapiali ich znowu. Po zmianie stron Holendrzy przyspieszyli, głównie za sprawą Sneijdera. A więc zgodnie z tym co mówili o nim Beenhakker i Advocaat: „Dokładnie wie, kiedy przyspieszyć a kiedy zwolnić grę”.
Razem z Arjenem Robbenem stworzyli najbardziej niebezpieczny duet pomocników, każdy z nich mógł w jednej chwili zmienić losy spotkania. Ale teraz to właśnie Sneijder strzelił obie bramki, w tym jedną głową, po czym biegł w kierunku trybun i klepał się po niej, jakby sam miał problem ze zrozumieniem tej sytuacji. Przecież środkowi obrońcy Brazylii znacznie przewyższali go wzrostem.
Krytyka ustała. De Telegraaf napisał: „Klasa światowa. Brazylia na kolanach. Kto jest w stanie zatrzymać naszą drużynę?”. Brytyjski The Sun napisał: „Być może Sneijder jest mały, ale wśród dzisiejszych pomocników to kolos. Prawdopodobnie największy na świecie”, zaś „La Gazzetta dello sport”: „Gigant z meczu Holandia – Brazylia jest niskim człowiekiem, ale opuścił boisko z wielkim uśmiechem. Zdobył wszystko co możliwe z Interem, teraz zmierza po koronę z Holandią”.
Radość Sneijdera i kolegów podziwiało ponad 8 milionów telewidzów w Holandii, a więc pół kraju.
Dał też odpowiedź na pytanie: „Kto jest prawdziwym liderem kadry?”.
Przecież ochotę na to miał również Robin Van Persie. Jeszcze w pamiętnym meczu z Rosją, w 2008 roku kłócili się o to, kto powinien wykonywać rzut wolny. Van Persie złapał piłkę i uderzył, co Sneijder skomentował potem: „Złamał zasadę. Wszyscy wiedzą, że ja strzelam wolne i nikt inny nie ma prawa dotykać piłki”, na co VanPersie odpowiedział w wywiadzie dla Algemen Dagblaad: „Spodziewałem się po Sneijderze znacznie więcej. Myślałem też, że ma więcej klasy. Czy nie można było o tym porozmawiać? Po co publicznie o tym mówi?”.
Ten konflikt trwał kilkanaście miesięcy. Przecież jeszcze w meczu ze Słowacją w RPA, Van Persie schodząc z boiska rzucił w kierunku Berta VanMaarwijka: „Powinieneś raczej zdjąć Sneijdera, nie mnie!”.
Czy miał prawo do takiego osądu? Prawda jest taka, że to Sneijder był kluczem do zwycięstw swojej drużyny w decydujących momentach. Właśnie w meczu ze Słowacją (2:1) strzelił bramkę i zaliczył asystę. Również w półfinale strzelił bramkę, tym razem Urugwajowi. Van Persie grając na pozycji środkowego napastnika, podczas całego turnieju strzelił 1 gola.
Jego wielki przeciwnik 5. Oczywiście krytycy wypominali Sneijderowi, że aż trzy z nich zdobył po rykoszetach, na co wzruszał ramionami.
Marsz Sneijdera był imponujący ale swój smutny finał znalazł w Johannesburgu, w dogrywce meczu finałowego z Hiszpanią. Mecz był brutalny i w sumie brzydki, ale Sneijderowi zabrakło niewiele by zdobyć wszystko. A jeszcze dzień przed meczem jego rywal, Sergio Ramos wysłał mu sms-a: „Tak łatwo przychodzą ci nagrody, więc pewnie i tę wygrasz bez problemu”.
Nie wygrał ani tej, ani też Złotej Piłki na którą tak bardzo liczył. Nie wygrali jej też jego finałowi rywale. Tytuł otrzymał Leo Messi, A Sneijder nie znalazł się nawet w pierwszej trójce. Nie krył
rozczarowania, podobnie jak jego rodacy.
– Nie rozumiem tego wyboru. Wesley miał najlepszy sezon w karierze, i jeśli brać pod uwagę nagrody i trofea, to po prostu był najlepszy. Wyniki tegorocznego plebiscytu zaniżają jego wiarygodność – podsumował Bert Van Maarwijk.
– Jeśli nie decydują trofea, to po prostu przyznajmy Messiemu tę nagrodę na następne dziesięć lat, z góry. To powinna być nagroda za to, czego dokonało się w ciągu roku – dodał zięć selekcjonera i kapitan reprezentacji Oranje, Mark VanBommel.
Sneijder rozkładał bezradnie ręce.
– Co jeszcze mam zrobić, by wygrać Złotą Piłkę? – pytał rozgoryczony dziennikarzy.
– Może wygrać duży turniej z Holandią – odpowiedział ktoś z tłumu.
Najbliższa szansa w Polsce i na Ukrainie. Tymczasem w Holandii trwa dyskusja na temat roli Sneijdera w kadrze – czy zawodnik, któremu nie idzie w lidze włoskiej wciąż ma prawo być liderem kadry?
Po mistrzostwach świata sporo dyskutowano na temat ewentualnego transferu Sneijdera do Manchesteru United. Wydawał się wymarzonym kandydatem na następcę Paula Scholesa. Ostatecznie do transferu nie doszło, a Sneijder przyznał że przejście odradził mu Mourinho. Choć Holender ma ważny do czerwca 2015 roku kontrakt z Interem, mówi się sporo o jego ewentualnym przejściu na Wyspy Brytyjskie. Jeszcze nie wiadomo gdzie, ale jeśli nie do któregoś z klubów z Manchesteru, to pewnie do klubu, który poprowadzi Portugalczyk, człowiek który kilkoma prostymi posunięciami wskrzesił giganta, człowiek, który zna kod Sneijdera.
Sneijder: – Nie mam wątpliwości, że nasze drogi jeszcze się zejdą. Gdzie? Gdziekolwiek, choćby na Bahamach.